Niedawno w pewnym Wągrowieckim szmatławcu ukazał się artykuł dotyczący kawałka Ziółka.
"Wrzucenie w sieć kawałka "Franio Waleczny, Rodzice już nie..." wywołało efekt, jakiego się nie spodziewałem, ale od początku... W przeddzień festynu charytatywnego, w którym chciałem się udzielić, a takiej możliwości nie otrzymałem, postanowiłem wrzucić kawałek o tym, że należy pomagać i tej pomocy nie powinno się odrzucać. Podałem konkretny przykład, którego doświadczyłem na własnej skórze. Aby uniknąć wszelkiej abstrakcji przytoczę poniżej całą treść utworu:
"Ja nie obrażam; to nie moja gierka,
lecz stwarzam blamaż, gdy fakty stwierdzam.
Straszna choroba dziecka ciężka do udźwignięcia,
w tej sytuacji pomocna z miejsca każda jedna ręka,
każda złotówka, chociażby gest dać
to więcej warte niż w Edenie mieszkać,
a dobro z serca - najlepsze z lekarstw,
by pomóc jednemu musimy się do kupy zebrać.
Wszedłem na Face`a - festyn dla dziecka,
kontakt podany, więc wysyłam maila.
Ma postać chętna, aby tam zagrać;
charytatywnie naszego zespołu talent przedstawiać.
Tak jak potrafimy pomagać, pomagać!
Chcemy to zrobić dla Frania, dla Frania!
To co z serca mamy Mu dawać, Mu dawać!
Niech WSZYSCY usłyszą, że to WAŻNA SPRAWA..."
...i tu może się zatrzymam w cytowaniu, bo myślę, że nikt nie ma wątpliwości, że tekst nie jest o czymś niewłaściwym. No i w artykule, do którego zaraz przejdę, zostały wyrwane z kontekstu ostatnie dwa wersy z utworu:
"...ojciec i matka tegoż chłopczyka nie odpisali nic na te starania,
więc jeśli Jesteście tak zaangażowani to słabe dajecie świadectwo, że o życie trzeba walczyć".
Czy słowa o tym że ktoś daje słabe świadectwo, odrzucając pomoc są czymś obraźliwym!?
Pozostawiam do własnych przemyśleń, oraz czytania utworu jako całość, nie jako odosobnione wersy.
Kontynuując, dwa dni po festynie obudził mnie telefon z pogróżkami. Wszedłem, więc na neta i zdziwiłem się widząc na jaką skalę utwór się rozpowszechnił. Stwierdziłem, że dotarł tam gdzie był kierowany (a w opisie kawałka napisałem że będzie on dostępny tylko kilka dni, aby dotarł tam gdzie trzeba), dlatego postanowiłem go niezwłocznie usunąć. Po kilku godzinach zadzwoniła do mnie znajoma z informacją, że jest burza na facebook`u w związku z tym utworem, gdyż został on opatrznie zrozumiany jako bezpośredni atak na rodziców chłopca. Cóż, sama "burza" mnie w żaden sposób nie dotknęła. Nie otrzymałem na facebok`u ŻADNEJ wiadomości na ten temat. Jedynie ten telefon z rana. Pomyślałem, że napiszę oświadczenie, które będzie pewnego rodzaju sprostowaniem co do całej źle pojętej przez hejterów (bo myślę, że nie ma przeciwwskazań, abym ich tak określił) idei pomocy w kawałku.
Uff... teraz dochodzimy do artykułu. Tego samego dnia otrzymałem telefon od przedstawiciela gazety. "Dzień dobry! Z tej strony XX z gazety XX. Czy mogę rozmawiać z yyyy... (jak mnie tu nazwać) ...raperem Ziółkiem." Zapytałem w jakiej sprawie dzwoni owy redaktor, a on bez żadnych ogródek, zapytania się czy w ogóle chcę udzielać jakiegokolwiek wywiadu, zaczął mi zadawać pytania. Upewniłem się czy dzwoni z gazety XX i odpowiedziałem, że nie będę udzielał wywiadu dla nich, gdyż kiedyś to zrobiłem w innych okolicznościach i wszystkie fakty zostały poprzekręcane, a prawa autorskie złamane. Dziennikarz nie zważając na to nadal jak jakiś kołek zadawał mi pytania, więc podziękowałem mu za rozmowę i się rozłączyłem. To tytułem wstępu jak stworzyć fikcję dziennikarską.
Przejdźmy do tytułu w którym już są dwa kłamstwa. Po pierwsze zostałem posądzony o chęć promocji na festynie, wykorzystując rzekomo postać chorego chłopca. A ja pytam tak na chłopski rozum: na czym miałaby polegać ta promocja? I tak gram kilka koncertów w roku w mieście na większych i mniejszych wydarzeniach, więc co miałoby mnie bardziej wypromować w tym wypadku gdybym wystąpił? Drugie kłamstwo odnosi się do tego że wągrowczanie dali mi popalić. Jak już pisałem wcześniej "burza" na facebook`u mnie nie dotyczyła. W treści artykułu zatrzymam się tylko w kilku podpunktach. Najpierw przy stwierdzeniu, że zaatakowałem rodziców, po czym interpretując tekst w całości widać wyraźnie, że złe świadectwo odnosi się wyłącznie do konkretnej sytuacji jaką przedstawia utwór. Nie jest to stwierdzenie ogólnikowe, dlatego nie ma tu mowy o jakimkolwiek oczernianiu. Dalej, jeśli ktoś (według tego co jest zawarte w artykule) ma prawo nie przyjąć pomocy, to ja mam prawo o tym powiedzieć. Chyba prosta i logiczna zasada. Niestety nie dotarło do mnie oświadczenie Ojca dziecka, o którym jest mowa w artykule - "burza" przeszła bokiem, pomimo tego, że takiego oświadczenia szukałem. Reszta artykułu (około 1/3 !!!) to wypowiedzi internautów, które nic nie wnoszą. Dodam jeszcze, że "zainteresowanie" sprawą (w postaci żenującego poziomu rozmowy z dziennikarzem owej gazety) nie miało wpływu na opublikowanie mojego oświadczenia, więc tak się tworzy plotki i spekulacje dziennikarskie.
Szkoda, że nie zostały zacytowane komentarze pod artykułem na facebook`u, w których wiele osób wypowiada się, że są to zwykłe "z igły widły".
Kończąc ten artykuł, muszę pogratulować Panu Arkadiuszowi D., który po raz kolejny utwierdził mnie w przekonaniu, że jest kiepskim dziennikarzem na bardzo niskim poziomie; wyobraźni do tworzenia nieprawdy, która mija się wyraźnie z misją dziennikarską, która niewątpliwie powinna być Mu znana.
Pozdrawiam również wszystkich słuchaczy, a przede wszystkim osoby, od których otrzymałem mocne wsparcie w tej zaskakującej dla mnie sytuacji.
W związku z tym postanowiłem nagrać kawałek, o tym, że jeśli chcesz opublikować jaką bzdurę na łamach prasy to po prostu udaj się do tego szmatławca ;)
Miłego słuchania!"
Ziółek